Korolkiewicze

Informatorium rodzinne
www.korolkiewicz.waw.pl

 

 

Startowa
Przodkowie
Henryk
Jadwiga
Leszek
Ala
Kamil
Album
Linki
Kontakt

 

 


Leszek Korolkiewicz

 

O sobie najtrudniej - to miejsce czekało długo na swój czas...

I teraz nie będzie tu jeszcze autobiografii (może kiedyś?), ani o tym czym się  zajmuję zawodowo, ani o kronikarskich faktach z życia.
W listopadowy wieczór zastanawiam się: Jaki jestem? Kim jestem?

Nikt nie zna do końca prawdy o sobie - przynajmniej z poziomu zwykłej świadomości.
Nie istnieje o człowieku jedna prawda - ona dla każdego obserwatora jest inna.

Właściwie wypadało by po przekroczeniu sześćdziesiątki zrobić jakiś rachunek sumienia...

Nie zrobię - czuję się za młodo i jeszcze tyle przede mną :-)
Snuję raczej plany i marzenia. Przecież każdego dnia staję się kimś innym.
A jednocześnie jestem wciąż chłopcem ciekawym świata i wzruszającym się jak wtedy - w dzieciństwie.
Nieco potem pisałem w wierszu:

Wybacz, że polubiłem
rzeczy niesłychane.
Taki już jestem i byłem
i takim zostanę.

Rozmaitości życia, przygodę,
chwile straszne i błogie.
Długie wędrówki,
tygodniami życie clocharda,
pieszo, autostopem
- bez złotówki,
ognisko z pieśnią barda.

Świeżość rana,
zamki, chaty, łany,
nocleg w stogu siana,
szlak nieznany.

Z huczącym morzem
z całych sił śpiewanie,
w strumieniach rwących
słońca migotanie.

Pęd samochodu
i gdy waży chwilka.
Las ciemny zimą,
oczy wilka.

Miasto niebezpieczne nocą,
urwisko nad otchłanią,
trudne stawiać zadania
- me samotne wyzwania.
 

--
Już nie skaczę z urwiska - nie te kości i siły....
Ale kocham swe odkrycia, radości i niezwykłości świata.

Chociaż życie doświadczało i doświadcza, chociaż czasem boli fizycznie i psychicznie - jestem szczęśliwy.
Bo tak chcę, bo tak postanowiłem. Moje szczęście nie będzie zależało od czynników zewnętrznych - co by to było za szczęście, gdyby było uwarunkowane czymś tak zmiennym?
Oczywiście, nie jest aż tak gładko, ale idę w tym kierunku.
Zresztą, czy ból nie jest także doznaniem? - Żyję i czuję!

Nic więc nie robię sobie z tego, że niektórzy rówieśnicy a nawet smarkacze porobili kariery i opływają w to i owo.
Opływam w inne sprawy i uczucia, które są MOJE.  Bliżej mi do wolności. I przecież nie narzekam na sprawy materialne.

Że coś przegapiłem, przespałem? Nie należy żałować przeszłości, raczej uwzględniać lekcje.

Jestem cichym (dotąd) buntownikiem (gdybyście znali niektóre moje poglądy...), trochę dziwakiem. Trochę nie z tego świata. Idealistą do kwadratu. Patrzę na wszystko jakby z innego poziomu, ale - jeśli mnie znacie - nie wywyższam się.
Nie ma dla mnie tematów tabu, chociaż nie oznacza to jakiejś ekstrawagancji życiowej. Wiele jeszcze rozważam i trzymam w ukryciu.
Chciałbym pozostać dziwakiem  na kształt Leo F. Buscaglii - doktora miłości i spraw duszy. Poczytajcie i dajcie się uwieść cudowi życia...

Np. nie nie interesuję się piłką nożną i mało polityką - jakby na Polaka-mężczyznę przystało. Bo co daje światu, że drużyna X pokonała drużynę Y a przy okazji na stadionie i ulicach miasta odbyła się jakaś chuligańska zawierucha? Co mnie obchodzą intrygi polityków i to że dadzą sobie głowę uciąć, aby tylko ich było na wierzchu - bez względu na wszystkie racje lub skutki? Zostawmy to.
Bardziej mnie to smuci niż przeraża, że ci, którzy rządzą światem, prawie w 100% nie wiedzą jaka jest jego natura, kim sami są naprawdę i jaka jest istota człowieczeństwa.

Czas ujawnić coś z tego idealizmu: jesteśmy wszyscy emanacjami Boga, więc co najmniej braćmi/siostrami - zatem z tej płaszczyzny widząc świat i innych ludzi staram się nie krytykować osób, raczej zjawiska i postawy. Z tej perspektywy istota i waga wielu spraw staje się zupełnie inna...

To nie znaczy że nie jestem pragmatyczny.
Stworzyłem parę serwisów internetowych o 'rozwoju osobistym' - dziś to archiwalia bo już ich nie aktualizuję, spełniły swoją rolę, ostatnio zajmuję się raczej  "poważniejszymi" sprawami społecznymi.
I nie wszystkie są sygnowane, podobnie jak niektóre moje blogi. Niech trochę okrzepną - wtedy może ujawnię :)
Co do blogów -  zajrzyj do tego jawnego - traktuje głównie o sprawach związanych z mymi serwisami, ma funkcję organizacyjno-marketingową, chociaż czasem podrzucę tam jakąś refleksję lub artykul. To  www.lapidaria.home.blog .

Mniej więcej w tym samym czasie powstała witryna www.Stefangarczynski.pl poświęcona memu mentorowi z dawniejszych lat, pisarzowi, publicyście i nauczycielowi. Mam osobistą misję zachować jego pamięć i książki, które przekształcam (za zezwoleniem spadkobierców) do postaci ebooków.

Podobnie stroniczka o zdrowiu - www.LepszeZdrowie.info , gdzie pokazuję mój stosunek do medycyny, do zdrowego życia - w ujęciu holistycznym i ... kontestacyjnym. Sporo tam praktycznych wskazówek. Nigdy nie byłem okazem zdrowia, a po sześćdziesiątce powinienem się już chyba "sypać", ale ... czuję się jakby coraz lepiej, no powiedzmy - z wyskokami wyjątków.
Wierzę, że podobnie jak można zadekretować sobie szczęście, można też powiedzieć sobie: "Wybieram zdrowie". *
Trzeba wielkiej wiary by to wystarczyło; na razie wspomagam tę postawę większą dbałością o konkretne zalecenia z kręgu medycyny naturalnej.
Wszystko wymaga czasu - tu niestety często przytłacza mnie ogrom moich planów - to stresujące i na pewno niezdrowe. Oto przykład zadania przede mną -  poradzić sobie i zadaniami : )  i ze stresem...
Serwisy internetowe starszego pana, jakaś ezoteryka, blogi, facebook i tamtejsze fanpages i grupy (< aktualizacja), dziwne lektury - w sumie  mogę wydać się niepoważny. Bez jakiegoś znaczącego stanowiska lub pozycji, znaczniejszych pieniędzy, jeszcze bez wnuków, bez tego czy owego...

Widać jasno - nie na tym mi zależy. Wcale nie chcę być zbyt poważny. Największym sukcesem jest być szczęśliwym i w uzasadniony sposób zadowolonym ze swego życia. Osiągnę to. Zostawię po sobie jakiś ślad - na różnych polach.
Ale jestem jeszcze w drodze. Przyznam, że wszedłem na nią, na tę, za późno. Zajmowałem się zbyt długo sprawami błahymi.
Moją wadą jest też za mała odwaga, za mało ryzyka - bo jednak trzeba żyć w realnym świecie, pracować (jeszcze), jest rodzina na utrzymaniu i z różnymi poglądami, są znajomi w relacjach ...

Tyle na dziś - są ważniejsze sprawy niż pisanie o sobie.
Ale ... kiedyś cdn.

Leszek             3.11. 2007

* PS. Sprawy takiego podejścia ("ścieżki duchowej") do szczęścia i zdrowia wymagałyby szerszego omówienia, ponieważ budzi to naturalny sceptycyzm. Ponieważ nie jest to odpowiednie miejsce - odsyłam do ww. serwisów.

----------

Nowe krótkie resume

Sporo lat minęło od poprzednich wpisów. W końcu zdecydowałem się na ujawnienie zarysu swej biografii. bo  jestem już dłuższy czas na emeryturze i zarówno  pora by uzupełnić stroniczkę o 'moje dzieje',  jak i nie jestem już na 'celowniku' zawodowym . Będzie jednak krótko, nie wchodzę w szczegóły.

Urodziłem się we Wrocławiu w lutym 1947. Po krótkich pobytach we Wrocławiu i Jeleniej Górze osiedliśmy w uroczej Podkowie Leśnej pod Warszawą. Tam spędziłem większość dzieciństwa. Od początku 1960 stale w Warszawie, najpierw w mieszaniu Rodziców w okolicy Placu Szembeka, potem we własnych mieszkaniach.

Po liceum ogólnokształcącym (19.), studiowałem na Politechnice, Wydział Mechaniki Precyzyjnej (dość nieprecyzyjna nazwa…), potem studia doktoranckie i doktorat z automatyki teoretycznej.

Ok. 20 lat spędziłem w przemysłowych instytutach naukowych (głównie komputerowe systemy pokładowe samolotów i statków, autopiloty, awionika, także programowanie). W tym czasie sporo podróżowałem po Polsce i … świecie – głównie autostopem – mimo trudności jakie były w PRL i na przekór nim.

Moje pierwsze własne „gniazdo” (rezultat wczesnego zadbania o członkowstwo w spółdzielni mieszkaniowej) miałem na ul. Zwycięzców 4 (Saska Kępa). W 1979 ożeniłem się z Zofią, ale to pierwsze małżeństwo przetrwało tylko 5 lat.

W tym okresie, pracując w Instytucie Lotnictwa, byłem oddelegowany na 3-letni kontrakt do Afryki, który bardzo miło wspominam – zarówno przez kontrast do sytuacji w kraju, egzotykę jak i przez sporo nawiązanych przyjaźni, które trwają do dziś.

Uczyłem w tamtejszym dużym koledżu  technicznym z grupą ponad 20 osób z Polski. Dwa ostatnie lata spędziłem tam z żoną (ową pierwszą, ale już nie wróciliśmy razem do Polski). Nie mieliśmy dzieci.
W wyniku rozwodu straciłem nasze wspólne ładne mieszkanie na ul. Majdańskiej,  a nowe lokum znalazłem na uroczym Żoliborzu, który miał być przez następne 10 lat ulubionym miejscem na ziemi – dla mnie i dla mojej nowej rodziny.

Alę (Chałasińską) poznałem w 1986 podczas wspólnych wędrówek w Pieninach, dokładnie rok później pobraliśmy się. Trochę wcześniej i po ślubie było sporo podróży po świecie. We wrześniu 1989 urodził się nasz Kamil.

Na początku lat 90. zarzuciłem zupełnie swoją „karierę” naukową – pensje w instytucie były żałosne, takaż ogólna sytuacja w budżetówce, moja specjalizacja nawigacyjna straciła na znaczeniu wraz z GPS i  jego pierwowzorami/odmianami, a trzeba było utrzymać rodzinę.

Od tamtej pory pracowałem w (lub „z” ) prywatnych firmach handlowych (przeważnie technicznych) szefując marketingowi lub go wspomagając. To dało mi nowy zawód i lepsze warunki, chociaż bez „kokosów”…  Jako jeden z pierwszych w Polsce wdrażałem usługowo rozwiązania internetowe w firmach.
Z większych firm zaliczyłem 5 lat pracy w Metalexporcie – wiążąc wykształcenie techniczne z kompetencjami marketingowymi.  Z tego tytułu sporo bywałem w świecie, sięgając i do Chin.

Od 1996 mieszkamy nad samą WIsłą na warszawskiej Pradze, gdzie z grupką przyjaciół zbudowaliśmy dom wielorodzinny w ramach zawiązanej spółdzielni mieszkaniowej. Teoretycznie centrum Warszawy, bardzo dobre zaopatrzenie,  zieleń ...

Przez ostatnie parę lat sporo udzielam się w internecie (firmowo i  hobbystycznie, także anonimowo), chociaż początkowo niewiele czasu na to zostawało. Teraz - od ponad 2 lat jestem na emeryturze i mogę więcej...

Żona od wielu lat już nie pracuje zawodowo (pracowała w handlu zagranicznym), bo po macierzyństwie nie wróciła do swej firmy, a kilka następnych prac było naznaczonych cechą  naszych nowszych czasów – niestabilność, kłopoty finansowe firm, wygórowane żądania właścicieli – trudne do spełnienia przez osoby w okolicy pięćdziesiątki i po...

Syn zrobił tytuł inżyniera na Politechnice na wydziale matematyczno-informatycznym, teraz robi magisterkę, ale bez pospiechu, bo rozprasza go wiele innych rzeczy. Informatyka  to jego pasja, którą „uprawia” od 12 roku życia. Ma własną firmę, jest też wynajęty przez inną w której jest szefem rozwoju oprogramowania, pracuje nad własnymi projektami, ale chyba równie wiele czasu pochłania mu życie towarzyskie i podróże.

Nasza rodzina (ścisła) jest już mała, chociaż oczywiście jest sporo dalszych krewnych, z którymi utrzymujemy kontakty w miarę wolnego czasu, który tutaj w Warszawie leci jakby szybciej niż poza nią…

Kochamy naszą skromną działkę (daleko od Warszawy, więc to zawsze ‘wyprawa’), jej ładne okolice i tamtejszy mały domek  – jest to typowy letniak - tylko na ciepły sezon. Marzył się nam na emeryturze solidniejszy dom „na stałe” poza Warszawą, ale coraz częściej mamy wątpliwości, czy warto i czy nie jest za późno na taką woltę, zwłaszcza w kontekście coraz gorszego zdrowia i dostępności usług medycznych na prowincji. Tym bardziej, że syna raczej nie interesuje koncepcja domu rodzinnego – chce być zupełnie samodzielny i mieć mieszkanie w Warszawie.

Lubimy podróże (niestety coraz rzadsze), książki i  … warszawskie życie kulturalne, za którym będziemy tęsknili gdyby przeszło się stąd wyprowadzić.

Ale zawsze warto myśleć: jeszcze dużo przed nami…


(czerwiec 2014)

 

Mój albumik (zaczątki)  Są i pózniejsze zdjęcia np. z 2009 r.  tutaj  oraz na facebooku.

horizontal rule


                        (c) 2006 -14 Leszek Krzysztof Korolkiewicz